czwartek, 17 grudnia 2015

Turbo Pug

Przeczesując czeluście Steam'owych promocji natrafiłam na intrygującą grę - Turbo Pug. Pikselowa grafika, uroczy piesek, śliczny krajobraz i zniewalająco niska cena... czemu by nie spróbować? Eksperyment stał się strzałem w dziesiątkę. Gra nie wymaga od nas "gejmerskiego skilla" i sprowadza się do rytmicznego stukania w spację. To ma być takie ekscytujące?
W istocie. Turbo Pug zaskakuje swoją dynamiką i losowością. W czasie rozgrywki (umilanej przez dwie naprawdę chwytliwe melodie) możemy zaobserwować zmiany pór dnia i pogody, a nawet stać się ofiarą wyładowania elektrycznego. Wygenerowana mapa prawdopodobnie nigdy nie jest identyczna jak ta, w którą już zdarzyło się nam zagrać. Poziom trudności zwiększa się z każdym przemierzonym odcinkiem, a na drodze naszego uroczego zwierzątka stają coraz bardziej skomplikowane kombinacje przeszkód typu kolce, piły i jeziorka lawy. Jedynym minusem dotyczącym generacji poziomów jest ograniczona ilość fragmentów, z których składa się mapka - wysokie ryzyko deja vu.
Wraz z postępem (a gra jest mega uzależniająca - ostrzegam!) odblokowujemy nowe postaci, z których każda posiada swoje indywidualne cechy. Zagrać możemy np. dyniowym mopsem z świecącą w ciemności głową, igrającym z grawitacją kotkiem w skafandrze kosmicznym, tajemniczym pingwinem i wieloma innymi - w sumie jest ich 12.

Gra urzeka swoją prostotą i stanowi świetny zapychacz czasu, kiedy nasz mózg prosi się o chwilkę przerwy. Polecam :)

piątek, 27 listopada 2015

Gaming Girl

Gry komputerowe do niedawna postrzegane były jako rozrywka dla małych chłopców, źródło agresji i niszczyciel kręgosłupa. Z czasem zaczęły zyskiwać fanów w starszym gronie (a może po prostu młode pokolenie podrosło zatrzymując ze sobą swoją miłość do gier?), ale wciąż była to domena męska. Zaczęły powstawać mity na temat idealnych kobiet - krągła z przodu, pofałdowana w głowie i z padem w ręce. Chciałoby się rzec - oto jestem! Gdyby nie fakt, że teraz w zacnym dwudziestym pierwszym wieku o "Gaming Girl" nie trudno.

Moją miłość do gier zaszczepiono mi w dzieciństwie - starsze kuzynostwo, brat, rynek opanowany przez klasyki typu The Settlers, Heroes, Need For Speed, Diablo, Commandos, Stronghold, The Sims. Dziewczęce zabawy były nudne (no chyba, że lalki robiły za najemników). Pewnie dlatego do dzisiaj nie lubię się malować i stronię od sukienek, a włosy najchętniej spinam w kucyk i zasiadam przed komputerem.

Kontynuując moją 'zdefeminizowaną' historię - siłą rzeczy trafiłam na techniczne studia, gdzie poznałam moc programowania. Moim marzeniem stało się tworzenie gier, tudzież kariera gameplayera. Przede mną jeszcze długa droga, bo dopiero niedawno ktoś przekonał mnie, że marzenia można realizować, a teraz przecież najlepszy na to czas.